The Banner Saga to niezwykła podróż, którą wstępnie opisałem w poprzednim artykule. Wspomniałem tam o niezwykłej historii, klimacie i niesamowitej oprawie, która ustala nową jakość w tego typu grach.
Dziś chciałbym powrócić jeszcze raz do tej produkcji ? dwa dni po premierze, gdy wszyscy zainteresowani z pewnością już ukończyli swoją historię i będą mieli szanse dołączyć do dyskusji w komentarzach.
Dlaczego piszę ?swoją? historię a nie po prostu fabułę? Otóż The Banner Saga prezentuje rodzaj opowieści, który lubię najbardziej, czyli taką w której nasze wybory mają faktyczne odbicie w otaczającym nas świecie.
Sytuacja z drogi: ktoś z karawany kradnie zapasy jedzenia. Mam trzy opcje: przepytać jednego z wojowników z którym już wcześniej były problemy; zarządzić ograniczenie racji żywnościowych (czyli po prostu zacisnąć pasa) lub przydzielić więcej strażników do pilnowania zaopatrzenia.
Wybieram pierwszą opcję ? panika rozprzestrzenia się po całym obozowisku a morale zaczyna sięgać dna. Postanawiam więc wczytać grę (około godziny rozgrywki z głowy) i przy trudnym wyborze optuję za drugim rozwiązaniem. Skutkuje to wybuchem jeszcze większej paniki, morale spada poniżej dna a wojownicy zaczynają walczyć między sobą ? tracę więc cennych sprzymierzeńców.
Znów wczytuję, gram godzinę i wybieram trzecią opcję. Tym razem przez jakiś czas nic się nie dzieje ? jednak do czasu. Pod osłoną nocy złodzieje zabijają strażników, kradną wszystkie zapasy jedzenia po czym znikają bez śladu. Nim dotrę do najbliższej osady połowa mojej karawany umiera z głodu ? nie mówiąc już o tym, że i tak nie mam pieniędzy aby odnowić zapasy.
Tak mniej więcej wygląda brutalna rzeczywistość zaprezentowana w grze ? i muszę przyznać, że doskonale wpasowuje się w mroźny, niemal apokaliptyczny obraz świata stworzony przez ekipę Stoic.
Bo musicie wiedzieć, że The Banner Saga nie jest historią o bohaterach ratujących świat ? bogowie nie żyją, słońce stanęło na nieboskłonie a królestwa Varl i ludzi chylą się ku upadkowi. Kamienne stwory, dredge to bezimienna i ślepa siła, której nie sprostają nawet najpotężniejsi z olbrzymów. Daje się to odczuć zwłaszcza na początku, gdzie przytłaczająca przewaga wroga dziesiątkuje nasze oddziały a walka jest wygrana tylko dlatego, że ktokolwiek w niej ocalał.
Bardzo dobrze, że bohaterowie nie giną na polu walki i nawet gdy zostaną pokonani ? po kilku dniach mogą znów powrócić w nasze szeregi. W innym wypadku gra byłaby po prostu niemożliwa do ukończenia, nawet na łatwym poziomie trudności.
Mimo, że potyczki są bardzo ważnym elementem i nie sposób uniknąć ich całkowicie ? to nasze wybory będą decydowały o najważniejszych kwestiach i kondycji naszej armii. Jedna zła decyzja potrafi uczynić więcej szkody niż seria przegranych walk. To właśnie podczas fabularnych przerywników możemy bezpowrotnie pożegnać się z naszymi najbliższymi. Gdy nas najlepszy wojownik spada w przepaść lub umiera z powodu zatrucia podejrzanym jedzeniem ? jedyne co możemy zrobić to pozbierać się po jego stracie i ruszać dalej.
Wspominałem już o walucie, którą nie jest złoto ? tylko chwała. Pokonując kolejne przeszkody, dokonując trafnych (najmniej szkodliwych) wyborów zyskujemy punkty chwały, które możemy potem ?wydać? na zapasy, szkolenie bohaterów lub zakup potężnych artefaktów.
Zapasy potrzebne są podczas wędrówki ? bez nich nasza armia w umiera z głodu i chorób, traci morale aż ostatecznie idzie w rozsypkę.
Awans bohaterów jest niezbędny aby marzyć o dorównaniu kamiennym dredge na polu bitwy. Pomagają w tym artefakty, gdyż te najpotężniejsze z nich potrafią często przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę.
The Banner Saga to trudna gra, stawiająca przed nami ciężkie wyzwania ? potrafiła mnie jednak oczarować i wciągnąć jak mało która. Bardzo mocną stroną są interakcje pomiędzy bohaterami ? nic tak nie cieszy jak wzmacnianie więzi z naszą drużyną ? bez znaczenia czy wspominamy akurat czasy przed przybyciem dredge, czy beczułką miodu pokrzepiamy się po przegranej ostatnio bitwie.
Tak naprawdę w grze nie chodzi o ilość wygranych walk, zdobytych skarbów czy wbitych poziomów. The Banner Saga to opowieść o podróży ? i tej prawdziwej i metaforycznej, gdyż podczas dziesięciogodzinnej opowieści dowiemy się czegoś zarówno o naszych towarzyszach ? jak i o sobie.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że każdy zupełnie inaczej poprowadzi swoją opowieść ? nasze wybory będą miały określone konsekwencje i może się okazać, że grę odbierzemy zupełnie inaczej niż inny gracz.
Oczywiście nie twierdzę, że gra jest doskonała ? zawsze jest miejsce na poprawę. W przypadku The Banner Saga sądzę, że dobrze byłoby wprowadzić większą różnorodność jednostek – zwłaszcza nieprzyjacielskich. Po pewnym czasie walka po prostu zaczyna się nudzić i gdyby nie wyjątkowo wciągająca fabuła ? gra nie przykułaby mnie do monitora na tak długo.
Sądzę, że zakończenie również dałoby się ulepszyć ? w jakiś sposób interaktywnie podsumować, poddać nas ocenie moralnej lub nagrodzić jakimś zaskakującym momentem. Tymczasem kończymy po prostu ze świadomością, że jest to po prostu pierwsza część trylogii i jeszcze daleka droga do podsumowania całej opowieści.
Pisałem o tym kiedyś ? napiszę jeszcze raz ? The Banner Saga to gra w którą naprawdę warto zagrać. Jeśli tylko pozwala wam na to znajomość angielskiego ? nie wahajcie się ani chwili. Takie produkcje sprawiają, że z dumą nazywam siebie graczem!
PLUSY:
[bullet_list icon=”plus”]- interesując i unikalna historia,
- niezwykła mitologia i opisany świat,
- piekielnie inteligentni przeciwnicy,
- replayability
MINUSY:
[bullet_list icon=”minus”]- niektórym może przeszkadzać brak zapisu w dowolnym momencie